Należy włączyć: Hear me now
Mówią, że uczucie nie ma wieku, a przeznaczenie kontroluje powietrze. Każdy człowiek usiłuje znaleźć miejsce, gdzie znajduje się miłość. Zdarza się jednak, że na jej ślad trafiają osoby, które nawet tego nie pragną. Mało tego, wręcz się nią brzydzą. Bo przecież niewątpliwie kłopotliwe jest, gdy serce staje się pod kontrolą czegoś, czego tak naprawdę w pełni nie pojmujesz. Draco sądził, że nigdy się nie zakocha, albo przynajmniej nigdy nie z a u r o c z y, a mimo to zguba dosięgła młodzieńca, doprowadzając tym samym do rozpadu jego całego, dotychczas poukładanego, świata.
And you waited on the rain
Through tears my heart has caged
And we fall through fate
But we rise and rise again
- Zamierzasz umyć korytarz, że tak moczysz łzami posadzkę? Doprawdy, faktycznie bardzo nisko upadłaś. - zironizował bezczelnie blondyn, wywijając koziołki zwiniętą wcześniej laską. Nie myśląc wiele, cisnął ją z impetem w kandelabr.
Zaskoczona dziewczyna, drgnęła nerwowo, po czym roztrzęsionym głosem, zmieszanym z wydzielinami, wysmarkała:
- Tak... Nie, co ja mówię? Nie!
- Co nie? - zapytał prześmiewczo Ślizgon, naśladując jej piskliwy i chrapliwy ton.
- Nie zamierzam przekształcać żadnego z tych korytarzy w rzekę łez, Malfoy. I dobrze o tym wiesz. - odpowiedziała mu spokojniej, zdając się hardzieć wraz z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem.
- To nie ma znaczenia, i tak to nie ja jestem tutaj od sprzątania. - tudzież mówiąc to wzruszył ramionami. - Tym zajmuje się pospólstwo... Ciekawe i warte komentarza jednak jest to, że nie zaprzeczyłaś.
- Nie zaprzeczyłam odnośnie czego? - zapytała skołowana Gryfonka, nie będąc pewna, jak ma odczytać nieskładną dla niej aluzję młodzieńca. Zignorowała komentarz blondyna dotyczący wytyczonych przez niego różnic klasowych.
- Upadku, Granger. Psychicznego, mentalnego i wartościowego upadku. Czyżby zmiękł ci język od nałykania się własnych płynów ustrojowych? Na twoim miejscu podczas beczenia mniej otwierałbym gębę.
- Chrzań się, Malfoy. Nie jestem w nastroju na twoje gierki. Chociaż raz mógłbyś zostawić mnie i moją dumę w spokoju. Dokarmisz swoje poczucie własnej wartości innym razem, a ku temu, wierz mi, na pewno będzie jeszcze okazja. - warknęła oburzona Gryfonka, łaskocząc go roziskrzonymi spojrzeniami.
- Bo zamierasz dalej płaszczyć się przed tym durnowatym i brudnym rudzielcem?
- On nie jest brudny... Ani durnowaty - dodała niepewnie po chwili znaczącego milczenia.
Chwileczkę. On wiedział...
To było zaraz po tym, jak fatalne jędze zaprzestały swojej jazgotliwej gry. Rozgrzana od tańca Hermiona, zajęła puste miejsce po Parvati, która zmęczona ignoranckim zachowaniem Harry'go, postanowiła spędzić resztę wieczoru z kimś innym. Właściwie, to nie dziwiła się jej. Bardzo lubiła chłopca z blizną, ale nawet pomimo tej sympatii, nie dałaby radę spędzić tego wieczoru bezczynnie u jego stabilnego boku. Okularnik jak zwykle przywitał się z nią przyjaźnie, czego nie mogła powiedzieć o Ronie, zbywającym ją chłodnym milczeniem. A przecież sobie na to nie zasłużyła.
- Gorąco, co? - powiedziała Hermiona, wachlując się dłonią. - Wiktor poszedł przynieść mi coś do picia.
Ron rzucił jej mordercze spojrzenie, odchylając się ostentacyjnie na krześle do tyłu, by móc spoglądać na nią z innej perspektywy - w całej okazałości.
- Wiktor? To jeszcze cię nie poprosił, żebyś mówiła mu Wiki? - ton rudzielca naszpikowany był szyderczością.
Brązowooka spojrzała na niego z wymalowanym na twarzy zdumieniem. Dawno już nie obdarował jej tak chłodnym i wyrachowanym tonem. To nie było do niego podobne - nie było podobne ich dotychczasowych zdrowych i przyjacielskich, choć czasami napiętych relacji.
- Co ci jest? - zapytała.
- Jak sama się nie domyślasz, a przecież jesteś panną mądralińską - odpowiedział Ron jadowitym głosem - to ja ci nie powiem. Nie licz na to, że obdaruję cię tą łaską.
Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy, a potem spojrzała na Harry’ego, który jedynie wzruszył ramionami. Miał zakłopotany wyraz twarzy, prawdopodobnie sam nie będąc pewien, co wstąpiło w jego przyjaciela.
- Ron, co ci odbiło? - zapytał w końcu ostrożnie, mierząc go spod swoich czarnych okularów bacznym, wyczekującym wzrokiem.
Jednak Weasley zignorował go, kierując dalszą część wyrzutów ku brązowookiej.
- On jest z Durmstrangu! - warknął Ron. - Rywalizuje z Harrym! Przeciwko Hogwartowi! Wiesz, co robisz? - zawahał się, szukając właściwego słowa, by określić występek Hermiony, uważany przez niego za jawną zbrodnię - Bratasz się z wrogiem, oto, co tak naprawdę robisz!
Hermiona otworzyła szeroko usta, a gałki oczne omal nie wyszły jej z oczodołów przez zdumienie, które zawładnęło nią całą.
- Nie bądź głupi - powiedziała po chwili. Starała się odpowiednio ważyć każde kolejne słowo. - Z wrogiem! A to dobre! A kto dostawał kręćka na jego widok? Kto marzył o zdobyciu jego autografu? Kto trzyma jego figurkę przy łóżku? Kto jako jedyny wiernie kibicował mu zamiast Irlandii? No powiedz mi, kto?
Ron uznał, że nie będzie odpowiadał na te pytania. Sądził, że nie są one istotne dla dalszego przebiegu ich rozmowy.
- Może próbowałaś go namówić, żeby wstąpił do tej twojej WSZY?
- Nie, nie próbowałam! Jeśli chcesz już wiedzieć, to powiedział, że przychodził codziennie do biblioteki tylko po to, żeby do mnie zagaić, ale najzwyczajniej w świecie nie miał odwagi.
Hermiona wypowiedziała to bardzo szybko i zaczerwieniła się tak, ˙że jej policzki były teraz koloru sukni Parvati. Mimo to nie sądziła, że zdrowe kolory, które jeszcze chwilę temu wstąpiły na jej twarz, opuszczą ją niemalże tak szybko, jak się pojawiły.
- No tak... Cóż, to jego wersja - powiedział Ron jadowitym tonem.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To chyba jasne, nie? Jest uczniem Karkarowa, nie? Doskonale zdaje sobie sprawę, z kim przebywasz. Po prostu chce dorwać Harry’ego. Wyciągnąć informacje na jego temat albo jakoś się do niego zbliżyć, żeby rzucić zły urok.
Hermiona wyglądała, jakby Ron dał jej w twarz, natomiast z jej alabastrowych liców odpłynęła krew. Kiedy przemówiła, głos jej trząsł.
- Więc dowiedz się, że ani razu nie zapytał mnie o Harry’ego, o nic...
Ron błyskawicznie zmienił taktykę.
- A więc miał nadzieję, ze pomożesz mu zgadnąć, o czym wyje jego jajo! Już widzę, jak skłaniacie do siebie główki podczas tych uroczych wspólnych posiaduch w bibliotece...
- Nigdy bym mu nie pomogła w odgadnięciu, co oznacza wycie jego jaja! - oświadczyła Hermiona, przejęta szczerym oburzeniem. - Nigdy. - Jak mogłeś coś takiego powiedzieć. Przecież dobrze wiesz, że życzę wygranej Harry'emu. I Harry o tym wie, prawda, Harry? - zapytała gorączkowo czarnowłosego, rzucając mu pełne zawodu i oburzenia spojrzenie.
- Okazujesz to w bardzo dziwny sposób - zadrwił Ron.
- Ten cały turniej ma służyć nawiązywaniu przyjaźni czarodziejami z innych szkół! - warknęła Hermiona, tracąc już resztki swojej cierpliwości.
- Wcale nie! - zaperzył się ożywiony Ron. - Tu chodzi o zwycięstwo! Ludzie zaczęli się na nich patrzeć.
- Ron - powiedział cicho Harry, nie będąc pewien, jak ten zareaguje na jego słowa. Jednak miał już dosyć oskarżycielskiego tonu kumpla - Mnie nie przeszkadza to, że Hermiona przyszła z Krumem.
Ale Ron nie zwracał na niego uwagi.
- Może byś poszła i poszukała swojego Wikusia, na pewno zastanawia się, gdzie jesteś - wysyczał, mrużąc ironicznie ślepia.
- Nie nazywaj go Wikusiem! - Hermiona zerwała się na nogi i pobiegła przez parkiet, znikając w tłumie. Odprowadził ją smętnym i pełnym współczucia wzrokiem Harry, wzdychając ciężko, gdy po całej tej napiętej sytuacji, mógł w końcu przestać wstrzymywać oddech. Mimowolnie pomyślał nagle o Cho. Czy ona również bawiła się teraz w najlepsze, kompletnie o nim zapominając? A może jednak wypatrywała go w tłumie, tylko on, osowiały i rozgoryczony, niczego nie zauważył? Tak gdybając, z wahaniem zerknął w prawo, by omiotać zielonymi oczami oblicze rozwścieczonego Rona.
Weasley patrzył za nią, a raczej w miejsce, w którym ostatni raz ją widział, z mieszaniną złości i satysfakcji na twarzy. Szaleństwo.
Więc Malfoy musiał wszystko widzieć.
- I to nie jest takie proste, jak ci się wydaje. Pewnie myślisz, że jestem żałosna, bo użalam się nad sobą. Ale co ty możesz wiedzieć o nie przeciwnościach losu? Wszystko masz już odgórnie ustalone, nie musisz się o nic martwić, a nawet jeśli wpadniesz w tarapaty, posiadasz szereg ludzi, którzy gotowi są cię z nich wyciągnąć. Nie masz problemów ze swoimi parszywymi znajomościami, bowiem każdy z twoich kompanów jest twoim pionkiem, a może i nawet podwładnym. Nie musisz dbać o przyjaźnie, ty je po prostu masz i będziesz miał. Zresztą, jesteś zbyt zimny i wyrachowany jak twój ojciec, by nie traktować ludzi przedmiotowo. Dlatego naprawdę wątpię, byś zrozumiał, jakie targają mną teraz emocje. Właściwie, to nawet nie wiem, po co ci to wszystko mówię. Jesteś tylko twardą skorupą.
- To, że skorupa jest twarda nie oznacza, iż nie może ona pęknąć bądź zostać zarysowana. - szepnął szorstko, rzucając jej spojrzenie, które nawet nieboszczyka mogłoby przeszyć na wskroś. Zdecydowanie jej się to nie podobało.
- Doprawdy? - Co, bawisz się teraz ze mną w szukanie drugiego dna? Nagle zebrało ci się na rozważania natury egzystencjalnej?
- Jesteś bardziej ślepa niż głupia Trelawney, która widzi w swojej kuli jedynie to, co chce zobaczyć.
And I run, run, run, run (run)
And I run, run, run, run (run)
I run, run, run, run
I just run, run, run
- Możesz mi wyjaśnić, do czego konkretnie pijesz? - zapytała ostrożnie, dziwiąc się, jak w dziwnej sytuacji się teraz znalazła. Miała wrażenie, że Draco powie zaraz coś, co zwali cały ten solidny mur, który przed sobą postawiła przed laty. Nie wiedziała, dlaczego, w jaki sposób i po co miałby to zrobić. Z drugiej strony intuicji ignorować się nie powinno, tak więc zaraz po zadanym przez siebie pytaniu umilkła, cierpliwie wsłuchując się we wszelkie odgłosy, raczące docierać do niej w tamtej chwili.
- Wiem, że twój mózg, niewątpliwie większy od orzeszka, mieści w sobie dużo informacji, ale niekoniecznie potrafisz je wszystkie porządkować i wykorzystywać. Nie znasz mnie, facetów także nie pojmujesz. Zwalmy to na to, że jesteś kobietą i nie grzebmy już w twoim sfiksownym od histerii mózgu.
- No proszę, wychodzi na to że żarty o blondynkach mogą nawet znaleźć swoje odniesienie u mężczyzn, nie wiedziałam.
Przyklęknął.
- Zamknij się, głupia babo. W tym momencie próbuję ci coś uzmysłowić, ale wiem, że w takich chwilach graniczy to z cudem, gdy jest się w dziewczyńskiej rozsypce. TY i JA - oboje jesteśmy ludźmi, jednak posiadamy inną płeć. I to ona w dużej mierze nas definiuje.
- Nie będąc uszczypliwą, wnioskuję, że nie mówisz tutaj o sferze psychicznej, a mentalnej. Nie wierzę. Czy ty zamierasz go wybronić, usprawiedliwiając jednocześnie siebie?
Nigdy nie przypuszczałaby, że zdobędzie się on na coś takiego. To tak jak spodziewać się obfitego deszczu, znajdując w samym sercu piaszczystej i suchej pustyni. Hermiona miała wrażenie, że właśnie doświadczyła anomalii niemalże niemożliwej. To nie tak, że nie mówił od rzeczy, bo mówił. Wydawało jej się, że doskonale wie, co chłopak ma na myśli. I to właśnie ta świadomość niepokoiła ją najbardziej. Gdzieś głęboko pragnęła odrzucić wszystko, dosłownie wszystko.
Westchnęła delikatnie, po czym wstając chwiejnie zdecydowała się śmiało powiedzieć, co ciążyło jej na sercu.
- Tak, wiem, co miałeś na myśli. Jednak on przegiął pałę, a ja go tylko do tego popchnęłam. Nie zobaczyłam w zachowaniu Rona niczego podejrzanego, a to zwiastuje wyłącznie mój wewnętrzny upadek. Przestaję dostrzegać rzeczy, które są istotne. Co się stało z moimi wyostrzonymi dotychczas zmysłami? Najgorsze jest w tym to, że naprawdę dobrze się dziś bawiłam. I wiem, że gdybym nie poszła z Krumem na bal, nasze stosunki nie oziębiły się, jednak przez to nie przeżyłabym tak cudownego wieczoru. Ale cholera, gdzie się podziała jego dojrzałość? Mógł mnie przecież zaprosić, myślał, że będę zwlekać w nieskończoność? Jesteśmy przyjaciółmi, to nie ulega jakiejkolwiek wątpliwości. Natomiast rzucając we mnie wyrzutami... zachował się po prostu jak...
Jak facet - dodała w myśli.
Gwałtownie pokręciła głową. Chcąc zrobić krok do przodu, niefortunnie zahaczyła obcasem o materiał swojej sukni, wpadając w zaskakująco silne ramiona niebieskookiego.
- On jest tylko mężczyzną... Ja - zawiesił dramatycznie głos, po czym przystawił swoje usta do alabastrowego ucha Hermiony, jednocześnie omal nie muskając go wargami. - Ja też jestem tylko mężczyzną.
- Co to ma być do jasnej cholery? W co ty sobie pogrywasz, Malfoy? - wycharczała, usiłując stanąć o własnych siłach, by wyswobodzić się z silnych kleszczy, które. blondyn zacisnął na niej pod wypływem nagłego impulsu. Jednak, gdy zrobiła krok w tył, ten tylko przygarnął ją mocniej do siebie, zmuszając tym samym, by w końcu na niego spojrzała. Zapragnęła wykorzystać ten niefrasobliwy czyn i napiętnować jego parszywą osobę paroma epickimi epitetami, które chowała w zanadrzu na czarną godzinę, ale nie dane było wykrztusić jej ani słowa w momencie, gdy ich oczy spotkały się.
Ron, pomimo swojej dziecinności, miał prawo do złości. Każdy człowiek je ma, bez względu na wiek. Nie usprawiedliwia to jego czynów czy słów, jednakże świadomość tego, może postawić go w zupełnie innym świetle. Świetle, w którym nie wydawał się już być taki winny. Tak też się stało. Serce dziewczyny nagle spotulniało, a cały żal do przyjaciela, wyparował. Tak po prostu, zwyczajnie, naturalnie.
Krystaliczny błękit.
Nigdy wcześniej tego nie zauważyła. Wiedziała, nie, wierzyła, że jego spojrzenie może wyrażać jedynie fałsz i obłudę, zafascynowanie własną osobą bądź ślepą wiarę w słuszność wyborów swego ojca, a mimo to, próbowała dostrzec w nich przebłysk czegoś, co odwiodłoby ją od tych myśli. Przecież taka osobowość nie może pasować do tak czystych i nieskazitelnych oczu, to zupełnie sprzeczne. I kiedy już myślała, że nie zdoła zobaczyć w nich nic, prócz zalanej niebieskim płynem pustki, ujrzała to, czego tak naprawdę się obawiała. Iskrę tęsknoty? Czy to naprawdę była tęsknota?
Smutne, takie smutne, i samotne. Nie było w nich ani grama pogardy, ani szczypty nienawiści. Tylko wstrząsający i przerażający ból. A jeśli mogła dopatrzyć się w nich potępienia, to zdawało się ono dotyczyć wyłącznie jego.
Zadziwiające.
Zdawał się potępiać siebie, nie ją, a przecież to właśnie ona stanowiła w tej sytuacji winowajcę. Nie widziała oskarżeń, szyderczych ogników. Oczy Malfoya w w bliskiej rzeczywistości, były zupełnie inne od tych, które zwykła mu nieodłącznie przypisywać, na stałe, tak po prostu. Jak gdyby etykietka dupka miała być przyczepiona do niego także i przez resztę życia. Tak rozmyślając, przez cały ten czas czuła na sobie jego wzrok. Zdawało jej się, że pożera ją on wraz z kośćmi, które w nieznany jej dotąd sposób, przewodziły między sobą prąd niczym wysokie i niebezpieczne słupy wysokiego napięcia. To ją krepowało i onieśmielało. Poddenerwowanie dziewczyny niemalże osiągnęło swoje apogeum.
- To szaleństwo - wyszeptała, przymykając oczy i kręcąc z dezaprobatą głową. - Kompletne szaleństwo.
- Mylisz się. Prawdziwym szaleństwem jest to, co zamierzam teraz zrobić.
- Nie wierzę. Co może być bardziej szaleńczego od tego? - głos Hermiony rozbrzmiewał w jej własnych uszach niczym natarczywy dzwonek do drzwi. Natomiast ona, najzwyczajniej nie chciała go słyszeć.
- Chociażby to - urwał subtelnie, a ona usłyszała nagły niepokój w jego głosie, gdy wyciągnął rękę i chwycił kołyszący się pukiel jej włosów. Przyciągnął go do siebie bliżej, po czym podsunął pod sam nos. - Pachną jaśminem.
Zamarła.
Poczuła, jak Draco wciąga głęboko powietrze.Zdawał się on z wolna napawać kobiecym zapachem dziewczyny, działającym na niego niczym płynna ambrozja. Przygotowując się na wewnętrzny chłód w jego oczach, z wahaniem uniosła powoli wzrok. Oczy Malfoya były pozbawione swojej charakterystycznej, jasnej obojętności. Zamiast tego spoglądały na nią przejrzyście, zupełnie jak gdyby były one szkłem, starając się dogłębnie poznać i zapamiętać każdy detal jej twarzy. Hermionie zdawało się, że dostrzegła w nich łagodność. - Szaleństwo, kompletne szaleństwo.
- To naprawdę szalone - usłyszała swój przytłumiony głos, gdy pierwsza spinka z jej wytwornego koka, wylądowała nagle na kamiennej posadzce. Dźwięk spadającej przypinki rozbrzmiewał w korytarzu niczym kamień wpadający do niezaopatrywanej w wodę studni. Jednak Hermiona nie zwracała już na to uwagi. Słyszała jedynie, jak Draco natarczywie łapie powietrze, zupełnie jakby przez cały ten czas wstrzymywał oddech, by zaczerpnąć go w odpowiednim momencie - tym momencie. To było zupełnie niedorzeczne. Chciała zaprotestować, przynajmniej tak się jej początkowo zdawało, jednak zamiast tego wciąż stała w miejscu niczym kukła, zdając się niecierpliwie oczekiwać kolejnego posunięcia Ślizgona. Naiwna, słaba i otępiała Hermiona. Miał ją w garści, a pociągając za sznurki, tylko jeszcze bardziej ją od siebie uzależniał.
Ten natomiast, zwalniając w końcu ciało Gryfonki z uścisku, nabrał w garście burzę włosów brązowookiej, po czym miętoląc je delikatnie, przerzucił przez ramię dziewczyny, pozwalając tym samym, by na jej twarzy i w jej pobliżu pozostały wciąż wolne kosmyki włosów. Wyglądała wtedy tak cholernie nieziemsko. A ona... Ona wciąż czuła to dziwne uczucie w żołądku, które rozpaliło organ do czerwoności w momencie, gdy zatopił on swoje szorstkie dłonie w oswobodzonych od spinek włosach. Nawinął jeden z kosmyków na swój palec, po czym wetknął go Hermonie delikatnie za ucho. - Jak mogła cały czas wpatrywać się w niego tymi wielkimi oczami, nie wyrażającymi żadnego, nawet najmniejszego sprzeciwu?
Stała nieruchomo, gdy palce jego prawej dłoni musnęły przelotnie kobiecy policzek. Opuszki, a raczej w głównej mierze kciuk, bo to nim obrysowywał jakiś niezidentyfikowany kształt na jej licu, był wyjątkowo szorstki. Zupełnie jak jego osobowość, a mimo to pod wpływem dotyku chłopaka, czuła dziwaczne ukłucie w okolicach podbrzusza. Eksplodowało ono w momencie, gdy dłoń Malfoya ześlizgnęła się na jej łabędzią szyję, czego totalnie się nie spodziewała, zatrzymując się w miejscu, gdzie bił jej puls. Miejsce to zaczęło płonąć, parząc Hermionę niczym spragnione wody płomienie. Natomiast jedyną wodą, z jaką przyszło się Gryfonce w tamtej chwili zmierzyć, była magiczna tafla niebieskich oczu mężczyzny. A ona tylko ją pochłaniała.
Niezdarnie, acz zdecydowanie, pociągnął on za wstążkę jej beżowego płaszcza, pozwalając opaść mu swobodnie na ziemię. Nie czekając na reakcję dziewczyny, Draco dotknął dłonią jej obnażonego obojczyka, po czym przesunął po nim łagodnie kciukiem, napawając się jego wypukłością, która kojarzyła mu się wyłącznie ze smukłością i elegancją. Był tak wspaniale zarysowany, a gdyby tak tylko...
Widziałaś moje nieodpowiedzialne myśli i zdenerwowany wzrok
Może nasza miłość jest jak wojna
Ponieważ jestem niebezpieczny…
Przyciągnął ją blisko siebie tak, że ich ciała zdawały się już dzielić jedynie zbędne milimetry. Hermiona wzdychała ciężko, gdy ten błądził dłońmi po jej ciele. Omal co nie osunęła mu się w ramionach, kiedy dłonie Draco delikatnie przesunęły się do stanika sukni, która opinała jej smukłą sylwetkę, precyzyjnie. obrysowując jego kształt.
Siłą woli trzymała swoje ręce w ryzach, starając się nie zarzucić mu ich na kark. Pewnie by je odtrącił, fuknął, a może nawet ją odepchnął. Tak, pragnęła to zrobić. Nie rozumiała, a nawet nie chciała rozumieć, dlaczego Malfoy działa na nią w ten sposób. A mimo to cholernie, wręcz niemiłosiernie, chciała pogładzić jego wyrzeźbione plecy, które zdawały się być już jedynie na wyciągnięcie ręki. Przecież wystarczyło, że wysunie ją niepostrzeżenie przed siebie. Nie musiała robić nic więcej, a mimo to nie potrafiła się na to zdobyć. Z westchnieniem wyrażającym kapitulację, odchyliła do tyłu głowę, pozwalając, by twarz blondwłosego spoczęła swobodnie na jej dekolcie. Tak po prostu. Czuła jego plastyczne usta na swojej skórze, które wypuszczając gorący oddech, łaskotały, paliły i kleiły się się do niej niczym skapujący ze świecy wosk. Nogi pod Hermioną ugięły się, gdy wodząc wargami po jej skórze, pocałował on zagłębienie w jej obojczyku. Usta miał naprawdę miękkie, jednak nie to zwróciło uwagę Gryfonki. Pocałunek zdawał się być przemyślany i niespieszny, jak gdyby miał ukazać coś, czego chłopak nie potrafił ubrać w słowa. Ruch miękkich i wilgotnych warg wzdłuż jej obojczyka, powracający wciąż do miejsca, w którym rysowało się wgłębienie, przyprawiał Granger o rozkoszne dreszcze. I w tym momencie, wszelkie blokady stały się dla niej przeszłością.
Chrzanić zasady. Chrzanić to, co nastanie jako następne.
Przesuwając dłońmi wzdłuż jego brzucha, usytuowała je na torsie Ślizgona, by w momencie, gdy ten jedną z dłoni wędrował wzdłuż jej zasznurowanego gorsetu, poczuć rytm bijącego serca mężczyzny. Ten niepozorny, aczkolwiek zaplanowany ruch sprawił, iż odsunął się on od niej delikatnie, a mimo to wciąż czule gładził jej plecy. Nie tego się spodziewała. Cóż, właściwie, to nie oczekiwała żadnej z tych rzeczy. Jednak nie trwało to długo, bowiem zaraz po tym, łapiąc za niesforne dłonie dziewczyny, przytknął je sobie do ust, po czym przyłożył niespiesznie do swojego policzka, tuląc się do nich niczym do najukochańszej poduszki, co w dużej mierze zdawało się być już na granicy kompletnej paranoi. Podczas tej czynności natarczywie szukał jej wzroku. Oczy stanowiły zwierciadło duszy, którą tak dobitnie pragnął wtedy poznać. Draco wiedział, że brązowowłosa nie będzie pamiętać nic z ich nocnego spotkania, a mimo to nie chciał posuwać się dalej. Nie... Chciał. Jego całe ciało pragnęło bliskości Hermiony, jednak rozum podpowiadał, że musi to czym prędzej zakończyć nim całkowicie straci nad sobą kontrolę. Zapewne już odkryła, jak nierówno bije mu serce.
Wścibska Panna-Wiem-To-Wszystko.
Odrywając stanowczo dłonie zaskoczonej dziewczyny, a były one takie ciepłe, drżące i pieszczotliwe, od swoich kości policzkowych, przesunął je prawą dłonią do ciała Hermiony, po czym wyciągając drugą ręką z kieszeni podejrzanie wyglądający materiał, przytknął go jej do ust. Widząc, jak dziewczyna z ulgą, a następnie jak gdyby poczuciem winy zmieszanym z żalem, osuwa się otumaniona na posadzkę, czym prędzej złapał ją w pasie i ostrożnie przyciągnął na ziemię, pozwalając oprzeć się bezwładnemu ciału dziewczyny o ścianę. Czy czuła się na tyle winna tego, co między nimi zaszło, że początkowo przyjęła z ulgą usypiający ludzi opar, zupełnie jakby stał się on jej wybawieniem? Draco stchórzył.
Ponieważ cię kocham
Muszę od ciebie odejść..
Ta przebiegła, wątła istotka... Zadrżała. Wściekły z powodu słabości, która nie chcąc się skleić i zagoić, doprowadziła go do przekroczenia wszelkich wyznaczonych sobie barier, narzucił gwałtownie na nią jej beżowy płaszcz, po czym z zamiarem odejścia, zrobił krok do przodu. Serce kołotało mu w klatce piersiowej, chcąc wyrwać się do dalszych pląsów, a podbrzusze, spragnione wewnętrznych pieszczot, domagało się kolejnej dawki czułości. Nienawidził siebie za to. Pragnął namiętności.
- Nie będziesz nic pamiętać - szepnął do bezwładnej dziewczyny, odwracając się w jej stronę delikatnie tak, że nawet gdyby w jakiś sposób zdołała się prędko przebudzić, zdołałaby dostrzec nic nieznaczący profil Dracona. Najwięcej bowiem wyrażały jego, jedynie na pozór niewzruszone, oczy. To w nich skrywał nową tajemnicę, której ujawnienia bał się chyba w tamtej chwili najbardziej. A co jeśli ktoś dostrzegłby w jego oczach to, do czego on sam nie chciał się przyznać? Na to nie mógł pozwolić. A mimo to, kto, jeśli nie dana postronna jednostka, pomoże mu odpowiedzieć na nurtujące pytanie. Co skłoniło go do takiego czynu?
Człowieczeństwo.
I said I'm only human...
To prawda, był tylko człowiekiem. Słabym, nie potrafiącym w pełni kontrolować własnego człowieczeństwa, człowiekiem. Może w tym tkwiło wyjaśnienie. Banalna odpowiedź zdawała się być podana na tacy, wystarczyło tylko po nią sięgnąć. W naturze ludzi czaiło się wahanie, niepewność, a także porywczość, na których wyjście z otchłani nigdy sobie nie pozwalał, a przynajmniej próbował. Bowiem ciemność odebrała mu wzrok i mowę. Jednak przez cały ten wieczór trzymania swoich emocji w karbach, wyuczona od lat obojętność zdołała się gwałtownie skurczyć, obnażając tym samym wstydliwe wnętrze młodzieńca. Nienawidził siebie za to. Tak cholernie siebie za to nienawidził. A gdyby nie zmusił dziewczyny do zapomnienia o wszystkim, co się między nimi wydarzyło, męczyliby się z tą nienawiścią oboje, każde z osobna, niszcząc tylko swe dusze od środka, wypalając w nich dziurę nie do załatania. Tym razem to on postanowił dźwigać brzemię - w pojedynkę. Od samego początku osoba taka jak ona nie istniała dla Draco Tak samo jak Draco nie istniał dla niej.
Wiem, że jesteś jedyną osobą na tym świecie
Która pozwala mi żyć znośnie
Zamierzałem żyć bez bólu
Chciałem trzymać cię przy moim boku, ale…
- Jestem tylko mężczyzną - sarknął zgorszony, gdy ruszył stanowczo w stronę strawionego w mroku wyjścia, starając się za wszelką cenę nie patrzeć za siebie. Przecież nie chciał znowu ulec, wolał po prostu... zapomnieć.
__________________________________________________________________
Pierwsza miniatura Dramione właśnie została skończona. Prawdopodobnie zostanie ona jeszcze wstępnie parę razy poprawiona, ale jest to jej pierwotna wersja. Cóż, nie jestem za dobra w składaniu życzeń.
Życzę Wam wszystkim wesołych, szczęśliwych i udanych Świąt, spędzonych w rodzinnym gronie chwil, ciepłego przyjęcia, jak również wesołego i zajmującego Sylwestra. A, no i dużo, dużo jedzenia! Oby nowy rok rozpoczął, a także zakończył się możliwie jak najlepiej. :)
Dziękuję.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy kiedykolwiek dane mi było przeczytać tak magiczna miniaturkę. I nie ważne jest to, że początek nie do końca mnie przekonał, a początkowe dialogi wydają mi się jakby z innej historii. To nieważne... Czuję się jakby ktoś mi czymś dał mocno w głowę. Nie wiem... Magia, prawdziwa magia... Piszę już parę porządnych minut z długimi przerwami i powoli się ogarniam.
Zaczarowałaś mnie, chyba pierwszy raz miniaturka mnie tak rozwaliła..
Gratuluje i pozdrawiam Anta
PS. Bardzo możliwe, że przeczytam jeszcze ze dwa razy. Muszę to zrobić jeszcze raz, po otrzeźwieniu z tych dziwnych emocji.
Och, dopiero teraz zauważyłam, że we dwie tworzycie bloga. Przepraszam i w taki razie gratuluje wam obu. ;)
UsuńSzczerze mówiąc, sama nie potrafię się zebrać do tego, by odpowiedzieć Ci w sensowny sposób. Na początku dziękuję za bardzo miłe słowa. Czuję się niezmiernie szczęśliwa i oszołomiona (tak bardzo, że choć jestem osobą dość wygadaną, to teraz nie potrafię sformułować nic szczególnie treściwego). Tak się składa, że ową miniaturę napisałam w pojedynkę, jednak cieszą mnie słowa uznania skierowane w naszym kierunku - moim i Yvonne. Początek był jak najbardziej zamierzony. Wpleciona pomiędzy trójką rozmowa, w którą został uwikłany Wiktor Krum, również. Nie sądziłam, że kiedykolwiek mogłabym kogokolwiek pobudzić w "ten" sposób do refleksji, zwłaszcza krótką potterowską miniaturą. To niebywale niezwykłe i zapierające dech płucach. Początkowo pragnęłam takiego efektu, jednak przestałam w niego wierzyć wraz z rozpoczęciem pisania. Tym samym bardzo dziękuję Ci za przywrócenie mi wiary we własną twórczość. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś znajdziesz tutaj coś dla siebie, co również wyszłoby spod moich palców i zadowoliło Cię równie mocno! :) Yas
UsuńWitajcie! Wpadłam tu przez stronę stowarzyszenia :).
OdpowiedzUsuńSama miniatura jest dla mnie magiczna, cudowna i niepowtarzalna! Takie moglabym czytać codziennie!
Jedna rzecz, która nie daje mi spokoju to, czy akcja miniatury dzieje się w nocy po balu z okazji Turnieju Trójmagicznego?
Pochłaniałam każde słowo z zapartym tchem, a mimo wszystko gdzieś za lewym uchem świecił mi się olbrzmi neon z napisem "Oni mają po 14 lat!".
Trochę psuje to nastrój miniaturki, bo w wieku 14 lat (i przyjmując ogólne zwyczaje i wychowanie w tamtych czasach) ludzie nie zachowują się w taki sposób. Tutaj intymność wręcz iskrzyła mi się na wyświetlaczu telefonu. No i do tego dochodzi chloroform (bo to był eliksir o podobnym działaniu, prawda?). Nie umiem sobie wyobrazić 14letniego Malfoy'a wyprawiającego takie rzeczy. Tutaj bardziej pasowałby Draco liczący pierwsze wąsy pod nosem i panikujacy z powodu pryszcza na brodzie, niż gorący amant :).
Taka historia bardziej pasowałaby mi na roku siódmym.
Ale jeśli po porostu, to tylko moje odczucie, bo czegoś nie zrozumiałam, albo nie doczytałam to naprawdę padam na kolana i błagam o wybaczenie! :).
Klimat i magia tego tekstu wybijają czytelnika w fotel i sprawiają, że tylko chce się więcej i więcej.
Naprawdę wykonałyście wielki kawał solidnej pracy niesamowicie wysokim poziomie i ogromnie się cieszę, że skusiłam się tutaj zajrzeć. Nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybym tak perfidnie przegapiła taką miniaturę. Jestem pod wrażeniem!
Jeśli tylko Wasza współpraca spłodzi kolejną miniaturę (ostatnio mam czas na czytanie tylko miniatur) to błagam Was, dajcie cynk, dziewczyny!
(Byc-kochanym.blogspot.com)
Pozdrawiam gorąco i życzę morza weny,
Vera <3
Miniaturę napisałam w pojedynkę, więc tym bardziej cieszą mnie słowa uznania. :) Jednak niebawem i Yvonne ma opublikować swoją, więc być może i ona zainteresuje Cię równie mocno. Wtedy z pewnością któraś z nas da ci znać o jej dostępności! :)
UsuńWłaściwie, to cieszę się, że ktoś zwrócił na to uwagę, bo to oznacza, ze faktycznie zastanowił się nad samą miniaturą! :) Miałam zamiar sprostować to pod rozdziałem, ale rozmyśliłam się, sama nie wiem, czemu. Cóż, może inaczej. Chyba wiem, ale nie potrafię tego jednoznacznie określić.
Nie, nie mają oni 14lat. W moim wyobrażeniu, podczas pisania tej sceny, oboje byli w wieku 17lat, mniej więcej tak jak w pozostałych rozdziałach znajdujących się na tym blogu. Po prostu postanowiłam wykorzystać w miniaturze owy motyw balu i Turnieju Trojmagicznego, a infantylne zachowanie Rona z części 4, w specyficzny i groteskowy sposób mi do niej pasowało.
Tak jak wcześniej pisałam, jestem niezmiernie oszołomiona i szczęśliwa tym, że ktoś dostrzegł w miniaturce drugie, głębsze dno. Bardzo się cieszę, że zdołała Cię ona oczarować. Podczas pisania poszczególnych fragmentów ogarniały mnie wątpliwości. Skrobiąc sama nie jestem pewna siebie, więc zazwyczaj jest to dla mnie trudniejsze, ponadto postanowiłam poruszyć intymną i delikatną sferę ludzkich uczuć. Pragnęłam wprowadzić jakże ważną dla człowieczeństwa emocjonalność na przekór wszelkim zwątpieniom odnośnie swoich własnych możliwości. Dlatego też bardzo jest mi miło i rozkosznie na sercu, gdy czytam takie komentarze. Są one dla mnie prawdziwą motywacją oraz kluczem do dalszych kombinacji.
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie miłe i ciepłe słowa. Życzę ci Wesołych Świąt oraz udanego Sylwestra. Kto wie, może uda Nam się jeszcze spojrzeć w swoje literki przed końcem tego roku. :) Yas
Ps; Przepraszam Cię za wszelkie błędy. O tej godzinie ledwo patrzę nawet i na jedno oko.
przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńWprowadzenie do opowiadania mnie zatkało - jest napisane tak dobrze, że aż mam tzw, ból dupy że ja tego nie potrafię i pewnie nie będe potrafiła - naprawdę, sam wstęp mnie zszokowal że tak dobrze napisany i jakże prawdziwy. Często spotykamy się z miłością w najmniej oczekiwanym momencie.
OdpowiedzUsuńhttp://lovett-lov.blogspot.com/
Zapraszam do wpadnięcia ! :)
Magiczna... Tyle powiem, bo nie wiem jak się wysłowić z wrażenia...
OdpowiedzUsuńPo prostu brak słów.. Obłędne! Tylko tyle umiem z siebie wydukać. Te emocje które aż się czuło czytając to wszystko. Piękne <3
OdpowiedzUsuńŚwietne! Cudownie oddałaś wszystkie emocje!
OdpowiedzUsuńPoczątkowo miałam wrażenie, że przepisałaś niektóre cytaty od Rowling, ale później puściłaś wodze fantazji i napisałaś swoją historię. Powinnaś zdecydowanie częściej dodawać rzeczy od siebie, a od Rowling brać tylko bohaterów. Choć nawet nie pogardzę, jak stworzysz coś zupełnie innego, swojego, od podstaw :D
http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/
Cudowna miniaturka. Na Twój blog trafiłam dopiero wczoraj i od początku mi się podobał. Ale ta mianiaturka przebija wszystko! Dosłownie, wszystko jest tak jak być powinno. Już dawno tak nie płakałam jak czytałam dramione. A tu proszę! No cóż, jedyne co mogę zrobić to nic brawa za to!
OdpowiedzUsuńCudowna miniaturka. Na Twój blog trafiłam dopiero wczoraj i od początku mi się podobał. Ale ta mianiaturka przebija wszystko! Dosłownie, wszystko jest tak jak być powinno. Już dawno tak nie płakałam jak czytałam dramione. A tu proszę! No cóż, jedyne co mogę zrobić to nic brawa za to!
OdpowiedzUsuń